Wdepnąć do pracowni artysty. Najwyższy stopień wtajemniczenia. Być gościem proszonym to wyróżnienie. Przekroczyć magiczne drzwi. Zaskarbione zaufanie, serdeczność wsparta zachwytami i znajomości są kluczem. A później można bezcześcić w najlepsze. Poużywać sobie na intymnym świecie twórcy. Niby wiedzieć już wszystko. Obejrzeć kąty. Wypytać o stopień wysmażenia i sposób parzenia. Bliżej się nie da. Jeszcze kilka pytań rozwiewających wątpliwości co do motywów i inspiracji. Wątki z dzieciństwa. Preferencje. Seksualne. O to jeszcze nie śmią. Wystarczą ulubienia. Mam Cię. Artysto. Widzę Cię. A ja Wam mówię – to tylko złudzenie. Nasze spotkania są niemożliwe. To co najważniejsze pozostanie niewidoczne. Nie pchajmy się tak tłumnie. Robi się za ciasno i duszno jakoś. Dotknięcie progu to moment, w którym powinniśmy się wszyscy pretendujący do poznania tajemnicy zatrzymać najdłużej. Nie znoszę parku rozrywki w kościołach. Zawsze czekam na wyciszenie i odpowiedni moment przekroczenia… progu.