Pierwotne światy, pradawne kultury skolonizowały lokalny folk

Kuratorka wyprowadzona w pole. 

1 czerwca 2024 roku – wizyta na Roztoczu u Kamila Sipowicza. Decyzja o przyjeździe podjęta poprzedniego dnia poprzedzona wymianą kilku kadrów z obrazami i zaczepką o konieczności widzenia na żywo. Roztocze. Kierunek ulubiony ale rzadko podejmowany, ostatni raz rok temu być może o tej samej porze roku. Wyjazd rodzinny. Jedziemy przez Wierzchowiska, noc u Niziów w Dworze Sanna (biodynamiczne gospodarstwo z winnicą brata Mirka Nizio). Wszędzie u siebie. Następny punkt Dom Sipowicza i Kory. Wspaniale położony w otulinie Roztoczańskiego Parku Krajobrazowego, pośród sadów owocowych. Kamil od razu prowadzi nas do pracowni, obrazy wystawia na zewnątrz, działają. Pierwotne światy, pradawne kultury przywędrowały tu. Skolonizowały lokalny folk. Ogromne formaty. Kolejna Jaskinia lascaux, już to widzę. Podoba mi się. Celebryta – niesłusznie zaetykietowany, doktor filozofii, dobrze pożeniony. Efekt dostatku. Nie. Nie ma tutaj fanaberii twórczej. Powołanie do życia twórczego. Jemy, pijemy, oni mocno, ja nic. Zaglądamy po kątach Kora, obrazy, książki, Kora, rękodzieło, książki, książki, Kora. Ciepły dom, zwierzęta i historia, która się dziś nie opowiedziała, ta o której można czytać na plotkarskich serwisach. Zupełnie nam nie wchodzi, za to, sztuka to, sztuka tamto. Wanda Wandzie. Rączka, rączkę. W skrócie kurwa kurwie łba nie urwie. Eureka — mam pomysł na pierwszy pokaz. Ognisko płonie, mrok, świerszcze koncertują. Sielsko co zrobić, no łbów im nie pourywam. Niby koncert, a cisza głęboka. Dostajemy pokój nad pracownią Sipowicza. Ląduję w łóżku z biografią Kory. Dziecko śpi. Chłopcy nad ogniskiem. Atak paniki. I tak upłynął wieczór i poranek – dzień pierwszy.

Ostatnie wpisy

Skontaktuj się
w sprawie zakupu